Photo Rating Website
Start vanitas, A vat-25, uszkujnik-, v1.3, mody
usunięte sceny

usuniÄ™te sceny, Twilight Saga [ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ta scena została usunięta z rozdziału 11 „Komplikacje”. Jej usunięcie zirytowało mnie, ale nie
wiedziałam czemu, więc dałam sobie spokój. Gdy było już za późno, by ją wstawić z powrotem, w
końcu zrozumiałam, co mi nie dawało spokoju. Mimo że wspominam wiele razy o niezdarności Belli,
nigdy tak naprawdę nie pokazałam tego. To był ten jedyny raz, gdy Edward obserwował Bellę, a
zatem był to idealny moment na popis jej niezdarności. Haha a teraz moje wyjaśnienie jest
niemalże dłuższe niż wycięty fragment.
Zmierzch, s. 179. (Nieprzepisany ustęp zaczyna się na s. 178 od słów: "Weszłam do środka
półprzytomna...")
Badminton
Oczywiście nie odbyło się bez wpadki. Starałam się nie zbliżać do Mike’a, by ten mógł w spokoju
grać, ale trener Clapp podszedł do nas i kazał mu trzymać się swojej strony kortu, bym również
mogła uczestniczyć w grze. Sam stanął obok i przyglądał się nam, upewniając się, że wypełniamy
jego polecenie.
Z westchnieniem stanęłam w bardziej centralnym miejscu kortu, trzymając przed sobą ostrożnie
rakietę. Dziewczyna z przeciwnej drużyny uśmiechnęła się złośliwie podczas wykonywania serwisu
– musiałam jej coś uszkodzić podczas koszykówki – i posłała lotkę kilka metrów za siatkę, prosto
we mnie. Skoczyłam niezgrabnie w stronę nadlatującego pocisku, mierząc rakietą w jego kierunku,
ale zapomniałam uwzględnić siatkę w swoich rachubach. Moja rakieta odbiła się od siatki z
zadziwiającą siłą, wypadając mi z ręki i zahaczając przy tym o moją głowę, zanim uderzyła w ramię
Mike’a, który podbiegł, by odbić lotkę, którą ja przepuściłam.
Trener Clapp zakasłał lub próbował zamaskować śmiech.
- Przepraszam, Newton – mruknął, oddalając się wolnym krokiem, byśmy mogli powrócić do
naszych poprzednich, mniej niebezpiecznych, pozycji.
- Wszystko w porządku? – spytał Mike, rozcierając sobie ramię, podczas gdy ja masowałam sobie
czoło.
- Tak, a ty jesteś cały? – spytałam łagodnie, biorąc znów do ręki swoją broń.
- Chyba dam sobie radę. – Wykonał ręką pełen obrót, upewniając się, że jest w pełni sprawna.
- Będę się trzymać z tyłu. – Odeszłam do tylnego narożnika kortu, trzymając ostrożnie rakietę za
plecami.
Rozpoznacie tę scenę z końca drugiego rozdziału „Księżyca w nowiu”. Tylko niektóre zdania są
inne. W pierwotnym szkicu Carlisle nafaszerował Bellę lekami, by złagodzić ból, co wywołało u niej
niecodzienną reakcję. Dlaczego ten fragment został wycięty? Po pierwsze, moi redaktorzy
stwierdzili, że nastrój był zły. (Ja próbuję robić sobie żarty ze wszystkiego, oni próbują nade mną
zapanować.) Po drugie, uważali, że reakcja Belli nie była realistyczna. Cóż, to im powinno być
głupio, bo ta historia jest oparta na prawdziwym doświadczeniu życiowym (tym razem nie moim).
Księżyc w nowiu, s. 49.
Narkotyki
Opadłam na poduszkę. Miałam przyspieszony oddech, a świat wirował mi przed oczami. Ręka mnie
już nie bolała, ale nie wiedziałam, czy to z powodu tabletek przeciwbólowych, czy pocałunku. Coś
mi się przypomniało, ale skojarzenie było zbyt ulotne...
- Przepraszam. – Edwardowi także brakowało tchu. – Przeholowałem.
Ku własnemu zaskoczeniu, zachichotałam.
- Jesteś zabawny – wymamrotałam i ponownie zachichotałam.
Skrzywił się w ciemności. Wyglądał tak poważnie. Dostałam napadu histerycznego śmiechu.
Zasłoniłam sobie usta, by stłumić śmiech, żeby Charlie mnie nie usłyszał.
- Bello, zażywałaś kiedykolwiek wcześniej Percocet?
- Nie sądzę – odpowiedziałam, wciąż chichocząc. – A co?
Wywrócił oczami. Nadal nie mogłam się przestać śmiać.
- Jak twoja ręka?
- Nie czuje jej. Mam ją jeszcze?
Westchnął przy akompaniamencie moich chichotów.
- Spróbuj zasnąć, Bello.
- Nie, chcę, żebyś mnie znów pocałował.
- Przeceniasz moją samokontrolę.
Parsknęłam śmiechem.
- Co jest dla ciebie bardziej kuszące – moja krew czy moje ciało?
Rozbawiło mnie własne pytanie.
- Pół na pół. – Uśmiechnął się wbrew sobie. – Nigdy nie widziałem cię na haju. Jesteś bardzo
zabawna.
- Nie jestem na haju. – Spróbowałam powstrzymać chichoty, by to udowodnić.
- Lepiej się prześpij – zasugerował.
Zdałam sobie sprawę, że robię z siebie idiotkę, co nie było niczym niezwykłym, ale wciąż było
żenujące, więc spróbowałam pójść za jego radą. Wtuliłam głowę w jego ramię i zamknęłam oczy.
Co jakiś czas jeszcze dostawałam nawrotu chichotów, ale zdarzało się to coraz rzadziej, aż w końcu
leki uśpiły mnie.
***
Obudziłam się w strasznym stanie: ręka mnie piekła, a głowa bolała. Edward powiedział, że to
skutki uboczne zażycia leków i polecił mi stosować Tylenol zamiast Percocatu, po czym pocałował
mnie niedbale w czoło i wyskoczył przez okno.
To, że jego twarz wydawała mi się odległa i bez wyrazu, wcale mi nie pomogło. Niepokoiłam się, do
jakich wniosków mógł dojść w nocy, gdy obserwował, jak spałam. Im bardziej się tym gryzłam,
tym dotkliwiej pulsowały mi skronie.
Wzięłam podwójną dawkę Tylenolu, a buteleczkę z Percocatem wyrzuciłam do kosza w łazience.
Ten fragment został wycięty z pierwotnego epilogu. Mimo że pokrótce wyjaśniłam historię Emmetta
w rozdziale 14 – „Siła woli”, to naprawdę brakuje mi jej opowiedzianej szczegółowo jego własnymi
słowami.
Emmett i niedźwiedź
Zmierzch, epilog
Zaskoczyło mnie dziwne pokrewieństwo, które utworzyło się między mną a Emmettem, szczególnie
że kiedyś to on wydawał mi się najbardziej przerażający z nich wszystkich. Musiało to mieć coś
wspólnego z tym, jak zostaliśmy wybrani, by dołączyć do rodziny. Oboje zostaliśmy pokochani i
odwzajemniliśmy to uczucie, będąc ludźmi, choć w jego przypadku trwało to bardzo krótko. Jednak
Emmett pamiętał to. On jeden naprawdę rozumiał, jakim cudem był dla mnie Edward.
Rozmawialiśmy o tym po raz pierwszy pewnego wieczoru, gdy nasza trójka wyłożyła się na kanapie
w salonie. Emmett po cichu zapoznawał mnie ze wspomnieniami, które były lepsze niż bajki.
Uwaga Edwarda była skoncentrowana na programie kulinarnym. Zdecydował, ku mojemu
niedowierzaniu, że musi nauczyć się gotować, co mogło stanowić pewien problem, gdy się nie miało
odpowiedniego wyczucia smaku i zapachu. Mimo wszystko istniało coś, co nie przychodziło mu
łatwo. Zmarszczył swoje idealne brwi, gdy znany kucharz doprawiał kolejną potrawę do smaku.
Ukryłam uśmiech.
- Wtedy kończył się już ze mną bawić i wiedziałem, że za chwilę umrę – wspominał Emmett ze
spokojem, kończąc opowieść o swoim ludzkim życiu przygodą z niedźwiedziem. Edward nie zwracał
na nas uwagi. Słyszał już wcześniej tę historię. – Nie mogłem się ruszyć. Traciłem przytomność.
Wówczas usłyszałem coś, co, jak sądziłem, było innym niedźwiedziem, walczącym z tamtym o
pożywienie. Nagle poczułem się, jakbym leciał. Uznałem, że umarłem, ale mimo to spróbowałem
otworzyć oczy. Wtedy ją zobaczyłem... – Powrócił myślami do tego wspomnienia, jego mina
wyrażała niedowierzanie. Rozumiałam go doskonale. - ... i wiedziałem już, że nie żyję. Nie miałem
nawet nic przeciwko bólowi. Walczyłem ze sobą, by nie zamknąć powiek i nie stracić z oczu twarzy
anioła. Majaczyłem oczywiście, zastanawiając się, dlaczego nie dostaliśmy się jeszcze do nieba.
Uznałem, że musi być ono dalej, niż się spodziewałem. Czekałem, aż anioł mnie opuści. A wówczas
ona zaniosła mnie przed oblicze Boga.
Zaniósł się swoim tubalnym śmiechem. Bez trudu mogłam wyobrazić sobie, iż ktoś wysunął takie
przypuszczenie.
- Sądziłem, że to, co nastąpiło później, było sądem nade mną. W swoim dwudziestoletnim życiu
bawiłem się aż nazbyt dobrze, więc ognie piekielne mnie nie zaskoczyły. – Znów się zaśmiał. Mimo
to zadrżałam. Edward nieświadomie wzmocnił uścisk wokół mnie. – Jednak zdziwiło mnie to, że
anioł mnie nie zostawił. Nie potrafiłem zrozumieć, jak coś tak pięknego mogło przebywać ze mną w
piekle, ale byłem za to wdzięczny. Za każdym razem gdy Bóg przychodził mnie skontrolować,
obawiałem się, że zabierze ją ode mnie, ale nigdy tego nie uczynił. Zacząłem myśleć, że ci wszyscy
kaznodzieje, którzy rozprawiali o miłosiernym Bogu, mogli mieć mimo wszystko rację. I wtedy ból
ustał, a oni wyjaśnili mi wszystko. Byli zdziwieni, że nie przejąłem się zanadto tą całą przemianą w
wampira. Ale skoro Carlisle i Rosalie, mój anioł, byli wampirami, czy mogło być aż tak źle?
Skinęłam głową, całkowicie się z nim zgadzając.
- Trochę więcej problemów miałem z zasadami... – Zachichotał. – Miałeś ze mną na początku pełne
ręce roboty, prawda? – Szturchnął żartobliwie Edwarda w ramię, przez co zakołysało nami
wszystkimi. Edward prychnął, nie odwracając wzroku od telewizora. – Widzisz, piekło nie jest takie
złe, jeśli możesz zatrzymać przy sobie anioła – zapewnił mnie Emmett wesołym tonem. – Kiedy on
w końcu zaakceptuje nieuniknione, poradzisz sobie.
Pięść Edwarda przemknęła obok mnie tak szybko, że nawet nie zauważyłam, co wbiło Emmetta w
oparcie kanapy. Edward ani na moment nie spuścił wzroku z telewizora.
- Edward! – krzyknęłam na niego przerażona.
- Nie przejmuj się tym, Bello – powiedział Emmett niewzruszenie, sadowiąc się z powrotem na
swoim miejscu. – Wiem, gdzie go znaleźć. – Spojrzał ponad mną na profil Edwarda. – W końcu
będziesz musiał ją na chwilę zostawić – zagroził. Edward ledwo słyszalnie warknął, nie podnosząc
wzroku.
- Chłopcy! – Z piętra dobiegł nas upominający głos Esme.
Tym razem nie jest to jeden z wyciętych fragmentów, tylko dodatek, który Stephanie napisała po
burzliwych dyskusjach, które prowadzono na forach o tym, jak wyglądała rozmowa Rosalie z
Edwardem w KwN. Jest to chyba najbardziej emocjonalny fragment, jaki tu wkleję. Zarwałam dziś
nockę, żeby go przetłumaczyć, ale ja już tak mam, jak wpadnę w trans, to najlepiej mi się wtedy
tłumaczy i potem nie mogę przerwać, póki nie skończę. A i jeszcze coś - kocham te fragmenty z
perspektywy Edwarda, co tylko wzmaga mój apetyt na MS.
Wiadomość od Rosalie
Telefon w mojej kieszeni znów zaczął wibrować. Po raz dwudziesty piąty w ciągu ostatnich
dwudziestu czterech godzin. Pomyślałem, żeby otworzyć go i przynajmniej sprawdzić, kto próbuje
się ze mną skontaktować. Może to było coś ważnego. Może Carlisle mnie potrzebował.
Pomyślałem o tym, ale się nie ruszyłem.
Nie byłem całkiem pewien, gdzie się znajdowałem. Chyba na jakimś ciemnym, ciasnym strychu,
pełnym szczurów i pająków. Pająki ignorowały mnie, a szczury trzymały się ode mnie z daleka.
Powietrze przepełniała woń smażonego oleju, zjełczałego mięsa i ludzkiego potu oraz niemalże
stała warstwa zanieczyszczeń unosząca się jak czarna mgiełka nad wszystkim. Pode mną były
cztery piętra sypiącej się kamienicy w getcie tętniącej życiem. Nie zadawałem sobie trudu, by
oddzielać myśli od głosów - razem tworzyły głośną, hiszpańską wrzawę, której się nawet nie
przysłuchiwałem. Pozwalałem, by odbijała się ode mnie. To bez znaczenia. Wszystko było bez
znaczenia. Moja egzystencja była pozbawiona znaczenia.
Cały świat był pozbawiony znaczenia.
Przyciskałem czoło do kolan, zastanawiając się, jak długo jeszcze będę w stanie to znosić. Może to
było bezsensowne. Może jeśli moja próba i tak była skazana na niepowodzenie, powinienem
przestać się torturować i po prostu wrócić...
Ten pomysł był tak pobudzający, tak
ożywczy
- jakby te słowa zawierały w sobie silny środek
znieczulający, zmiatający z powierzchni ziemi tę górę cierpienia, pod którą byłem zakopany - że
sprawił, iż wziąłem głębszy oddech, a świat zawirował mi przed oczami.
Mógłbym stąd odejść, mógłbym wrócić.
Twarz Belli, zawsze ukryta pod moimi powiekami, uśmiechnęła się do mnie.
To był zapraszający uśmiech, uśmiech pełen przebaczenia, ale nie wywołał on takiego efektu,
jakiego prawdopodobnie spodziewała się moja podświadomość.
Oczywiście, że nie mogłem wrócić. Czymże było moje cierpienie w porównaniu z jej szczęściem?
Powinna
móc się uśmiechać, wolna od strachu i wszelkich zagrożeń. Wolna od tęsknoty za
przyszłością bez duszy. Zasługiwała na coś więcej. Zasługiwała na kogoś lepszego ode mnie. Kiedy
opuści już ten świat, pójdzie do miejsca, do którego miałem zakaz wstępu, nieważne jakie życie
prowadziłem na ziemi.
Myśl o tej ostatecznej rozłące była dużo silniejsza niż ból, który do tej pory odczuwałem.
Zadrżałem. Kiedy Bella pójdzie do miejsca, do którego należała, a ja nie, nie będę już przeciągał
dłużej swojego życia. Będę potrzebował zapomnienia. Będę potrzebował ulgi.
To była moja nadzieja, ale nie miałem na to żadnych gwarancji.
Spać - i śnić może? Ha, tu się
pojawia przeszkoda
, zacytowałem. Nawet gdy stanę się popiołem, czy wciąż będę odczuwać męki
po jej stracie?
Ponownie wstrząsnęły mną dreszcze.
A poza tym, do diabła, obiecałem. Przyrzekłem jej, że nie pojawię się już nigdy więcej w jej życiu.
Nie zamierzałem cofnąć danego słowa. Nie mógłbym choć raz zrobić czegoś dla jej dobra?
Czegokolwiek?
Myśl o powrocie do pochmurnego miasteczka, które już na zawsze pozostanie moim prawdziwym
domem na tej planecie znów zaświtała mi w głowie.
Tylko, żeby sprawdzić. Tylko, żeby upewnić się, że jest bezpieczna i szczęśliwa. Nie po to, by się
wtrącać. Nigdy by się nie dowiedziała, że tam byłem...
Nie. Do diabła, nie.
Telefon znów zaczął wibrować.
- Niech to szlag - warknąłem.
Mógłbym tym odwrócić swą uwagę, pomyślałem. Otworzyłem telefon i skojarzyłem numer. Od pół
roku nie przeżyłem takiego szoku.
Po co Rosalie miałaby do mnie dzwonić? Była prawdopodobnie jedyną osobą, która cieszyła się z
mojej nieobecności.
Musiało się stać coś naprawdę poważnego, skoro chciała ze mną rozmawiać. Zmartwiony o swoją
rodzinę, odebrałem telefon.
- Co? - spytałem spięty.
- Och, wow. Edward odebrał telefon. Czuję się zaszczycona.
Gdy tylko usłyszałem ton jej głosu, wiedziałem, że z rodziną wszystko w porządku. Musiała być po
prostu znudzona. Trudno było domyśleć się motywów jej postępowania bez wglądu w jej myśli.
Postępowanie Rosalie nigdy nie miało dla mnie sensu. Jej działania wynikały z najbardziej zawiłych
rodzajów logiki.
Zatrzasnąłem telefon.
- Zostaw mnie w spokoju - wyszeptałem do nikogo.
Oczywiście telefon od razu znów zaczął wibrować.
Będzie do mnie wydzwaniała, póki nie przekaże mi tej wiadomości, która miała mnie zirytować?
Prawdopodobnie. Ta gra nie znudziłaby się jej przez kilka miesięcy. Rozważyłem w myślach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anette.xlx.pl
  • Jak łatwo nam poczuć się tą jedyną i jakież zdziwienie, kiedy się nią być przestaje.

    Designed By Royalty-Free.Org